To nie rynek akcji, lecz rynek długu wywołuje recesje i depresje!
Martin Armstrong
Wiele osób błędnie postrzega rynek akcji jako główny wskaźnik bezpieczeństwa gospodarczego. Prawdziwym winowajcą kryzysów jest rynek długu, a nie rynek akcji. Ten pierwszy prowadzi zarówno do recesji, jak i depresji.
Recesja, w porównaniu do depresją, jest lokalnym zjawiskiem kryzysowym, które może być wyizolowane i ograniczone do granic konkretnego kraju. Depresje nigdy nie są odizolowane, czy ograniczone do jednego kraju. One się rozprzestrzeniają jak zaraza na cały świat.
W przypadku recesji bezrobocie zazwyczaj wzrasta do 10%, podczas gdy w przypadku depresji może ono wynieść nawet ponad 25%. Brak pracy prowadzi do niepokojów społecznych i wstrząsów zagrażających – w zależności od skali – gospodarce i polityce kraju.
Giełda może spaść o 30%, a nawet 40% i nadal nie musi to wywołać depresji. Jeśli jednak dojdzie do kryzysu długu publicznego i to nawet w mniejszej skali, czy to z powodu obniżenia wiarygodności kredytowej, wzrostu stóp procentowych, chaosu albo kryzysu politycznego, lub nadmiernego zadłużenia, które narusza wypłacalność państwa, doprowadza to do poważnego spowolnienia gospodarczego.
Spójrzmy na sytuację banków: zgodnie z prawem banki są zobowiązane do wykorzystywania długu publicznego jako swej rezerwy. Podważenie wartości długu rządowego po prostu niszczy sektor bankowy. Doświadczyliśmy tego w przeszłości wielokrotnie, gdy bank po banku upadał i był zmuszany do zamknięcia. Kryzys banków, to ograniczenie kredytu, bez którego przemysł i usługi – a więc gospodarka – sobie nie poradzi.
Podczas Wielkiego Kryzysu w Europie zdarzały się także bankructwa państw. Spójrzmy na to, co wydarzyło się w 1931 r., kiedy Europa, później Azja i inne regiony nie spłaciły swojego długu; widzieliśmy wtedy jak depresja staje się zaraźliwa. Akurat wtedy wywołało ona wzrost wartości dolara, co i tak nie miało wpływu na amerykański rynek akcji. Należy też zauważyć, że prócz kryzysu zadłużeniowego w 1931 roku, dolar zyskiwał na wartości także podczas I wojny światowej, i ponownie podczas II wojny światowej. W trakcie mających wtedy miejsce fal przepływów kapitałowych większość kapitału przenosiła się do obligacji rządowych. Zachęcam do przeczytania analizy tekstów na temat kryzysu zadłużeniowego z 1931 r.
Niewypłacalność rządów prowadzi często do zmiany systemu władzy, zmiany reżimu. Nowy reżim ma bowiem pretekst do skutecznego opędzania się od wierzycieli tłumacząc po prostu, że „to był przecież dług poprzedniego rządu i my nie musimy go spłacać”. Rynek akcji może spaść o 20 czy 30 procent i bankom nic się nie dzieje. Gdyby taki spadek miał miejsce na rynku długu, w szczególności długu państwowego, mielibyśmy poważne kłopoty. Widać to chociażby w przypadku upadku ZSRS w 1990 roku. Doszło bowiem do podważenia zaufania zdolności Kremla do spłaty swojego długu publicznego, a to podważa istotę i sens całego państwa. Nawet taka potęga militarna nie poradziła sobie z kryzysem długu. Banki, używające obligacji rządowych jako swej rezerwy (zabezpieczenia), straciły swą wiarygodność.
Jeśli bowiem wartość obligacji spada, bo rząd nie jest w stanie ich spłacać, banki mogą stracić płynność finansową i zostać zmuszone do zamknięcia. Prowadzi to do kaskady problemów gospodarczych, takich jak kryzysy finansowe, recesje, a w konsekwencji też i depresje.
Podsumowując:
Spadek wartości długu prowadzi do wzrostu jego rentowności, czyli wzrostu stóp procentowych (ceny pieniądza), a to jest oznaką, że inwestorzy zaczynają tracić zaufanie do bezpieczeństwa długu publicznego, a w konsekwencji państwa, sprzedają posiadane obligacje (np. z obawy o niewypłacalność rządu), ich cena spada jeszcze bardziej pogłębiając załamanie. Chociażby dlatego stopy procentowe są tak kluczowym problemem. Nie pomaga nawet inny problem rynku dłużnego, jakim jest ręczne ustanawianie stóp procentowych przez banki centralne czy inne władze monetarne. O ile obniżanie stóp spowalnia na jakiś czas proces deterioracji, o tyle w dłuższej skali prowadzi do pogłębiania się destrukcji, a często głębokich kryzysów i depresji.
Opr. JF